Największa słabość Romneya

 

Jacek Pawlicki

 

2012-07-31

 

Rację mieli ci komentatorzy, którzy pisali, że wizyta kandydata prawicy na prezydenta Stanów Zjednoczonych pozostaje w cieniu Zimnej Wojny, a Romney robi wszystko, by odróżnić się od bardziej skierowanego w przyszłość Baracka Obamy. I to jest największa słabość Romneya.

 

Polska i Ameryka mają wspólną misję. Ta misja to obrona i niesienie wolności na świecie - także tej gospodarczej. Bo zarówno Polska, jak i Ameryka wolność ukochały, a Polska za nią słono zapłaciła. W czasach kryzysu Polska, ze świetnie radzącą sobie gospodarką, zdrowymi finansami publicznymi i kulturą przedsiębiorczości jest wzorem dla Europy. Takie było przesłanie wystąpienia Mitta Romneya w Warszawie.

 

Nie było to wielkie przemówienie o polityce zagranicznej. Ani wizja relacji światowego mocarstwa z Europą, jeśliby to Romney zasiadł w Białym Domu po listopadowych wyborach prezydenckich za oceanem. Zawiedli się ci, którzy liczyli, że kandydat Partii Republikańskiej skrytykuje Rosję za autorytarne zapędy. Albo powie to, jak wyobraża sobie przyszłość tarczy antyrakietowej, której elementy mają znaleźć się w Polsce.

 

Wymieniając wrogów wolności i tych, którzy tłamszą swobody demokratyczne, Romney mówił wprawdzie o problemach Białorusinów pod rządami dyktatora, ale nie wymienił z nazwiska winowajcy - Aleksandra Łukaszenki. Padło za to nazwisko prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, zaraz po potępieniu reżimu w Syrii.

 

Wystąpienia Romneya było jak pstrokaty gobelin, utkany z historycznych wątków na część wolności i jej dzielnych giermków - Polaków. Były gubernator Massachusetts przywołał zasługi bohatera wojny o niepodległość USA Kazimierza Pułaskiego, wielkość Konstytucji 3 maja i odwagę elektryka z Gdańska (na zaproszenie którego zresztą przyjechał do Polski). Padły słynne słowa Jana Pawła II "Nie lękajcie się" (które obaliły komunizm). Nie zabrakło pochwały polskich żołnierzy z czasów II wojny światowej, ale też tych z Iraku i Afganistanu.

 

Romney zapewniał też, że możemy liczyć na Amerykę. - Polska nie ma większego przyjaciela i sojusznika niż naród amerykański. Pomogliście nam uzyskać niepodległość, wasza odwaga zainspirowała wszystkich sojuszników podczas II wojny światowej, pomogliście podnieść Żelazną Kurtynę - mówił.

 

Rację mieli więc ci komentatorzy, którzy pisali, że wizyta kandydata prawicy na prezydenta Stanów Zjednoczonych pozostaje w cieniu Zimnej Wojny, a Romney robi wszystko, by odróżnić się od bardziej skierowanego w przyszłość Baracka Obamy. I to jest największa słabość Romneya.