Mały chłopiec lubi
tortury. Chce
być macho
Adam Leszczyński
2012-07-18
Tomasz Wróblewski w "Rzeczpospolitej" chce bronić cywilizacji zachodniej torturując podejrzanych o terroryzm. Równie dobrze można palić książki w trosce o sztukę. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby tego nie rozumieć.
U wszystkich konserwatywnych wielbicieli "walki z terroryzmem" kosztem podstawowych swobód obywatelskich najbardziej zdumiewa mnie nawet nie brak wrażliwości, ale brak wyobraźni. "Polewanie zimną wodą na Mazurach nie było najstraszniejszą rzeczą w tej wojnie. Alternatywą były niewinne osoby mordowane w zamachach na ulicach Londynu, Madrytu, Nowego Jorku" - pisze Tomasz Wróblewski w "Rzeczpospolitej".
Chodzi o skargę człowieka, którego siły specjalne USA porwały, przetrzymywały bez procesu i bez sądu, a potem torturowały - bardzo możliwe, że w Polsce.
Mniejsza o niemądrą nonszalancję, która każe Wróblewskiemu nazwać tortury "polewaniem wodą". O przypalaniu gorącym żelazem powiedziałby pewnie, że to "podgrzewanie temperatury rozmowy". Tzw. waterboarding został oficjalnie uznany przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż za torturę (wikipedia pisze: "polega na tym, że skrępowanego więźnia strażnicy przywiązują do ławki, która przechylona jest pod kątem 10-20 stopni. Jego głowę umieszczają poniżej poziomu stóp, twarz przykrywają celofanem, mokrą lub suchą szmatą, a następnie polewa ją wodą. Więzień zaczyna się dławić i wierzgać nogami. Poddany tej torturze odnosi wrażenie, że tonie i dusi się"). Nie życzę nikomu, nawet najgłupszemu publicyście, żeby ktoś go w ten sposób "polewał wodą".
Idzie jednak o sprawę ważniejszą. Wróblewski uważa, że tortury działają - czyli dzięki naruszeniu przyjętych w cywilizowanych krajach reguł przesłuchania można uratować wielu ludzi przed zamachem. Łatwo jednak się dowiedzieć - np. czytając ten tekst amerykańskiej profesor prawa z Indiana University - że to nieprawda. Sytuacja, w której dzielny policjant musi torturować terrorystę, żeby wydobyć z niego informację o miejscu ukrycia tykającej bomby, to owoc wyobraźni scenarzystów filmowych. I niektórych publicystów.
Red. Wróblewski proponuje nam zatem, żebyśmy zrezygnowali z fundamentalnego osiągnięcia zachodniej cywilizacji - czyli prawa do godnego traktowania więźniów, zakazu tortur, prawa do sądu - i przyzwolili w praktyce na torturowanie przez tajne służby tych ludzi, wobec których (zasadnie lub nie) uznają za stosowne. Służby oczywiście dużo dałyby za taką wolność.
Byłby to, doprawdy, sukces terrorystów większy od zburzenia World Trade Center. Ze strachu przed nimi zachodnia cywilizacja zniszczyłaby się sama - godząc w swoje fundamentalne wartości. Przy drobnym, dodajmy, udziale red. Tomasza Wróblewskiego.
Skąd to przyzwolenie na przemoc? Odpowiedzi szukałbym w psychice typowej dla niektórych konserwatystów, którym się wydaje, że stają się większymi twardzielami, kiedy wezwą do wojny w Iraku, bombardowania Iranu albo torturowania terrorystów. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że to nie ma nic wspólnego z realną polityką. To są marzenia chłopca, który chce być macho.