Tajemnica umowy o polskim więzieniu CIA

 

Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski, Adam Krzykowski ("Panorama" TVP 2)

 

2012-06-1

 

Umowa pomiędzy Agencją Wywiadu a CIA o tajnym więzieniu w Polsce to jeden z głównych dowodów, które ma prokuratura. Problem w tym, że dokument nie został podpisany przez Amerykanów

 

 

Amerykanie wyśmiali podłożoną im do podpisu już parafowaną umowę, bo nie chcieli zostawiać śladów łamania prawa międzynarodowego i własnej konstytucji. Uznali nas za amatorów i tłumaczyli, że takich spraw nie załatwia się formalnymi umowami - mówi nasz informator.

 

I dodaje: - To może teraz być również linią obrony polskich urzędników, że umowa nie została podpisana, a więc nie obowiązywała.

 

Chodzi o dokument, który powstał na przełomie 2001 i 2002 r. Po zamachach z 11 września Stany Zjednoczone wspierane przez sojuszników (m.in. Polskę i Wielką Brytanię) wkroczyły do Afganistanu, by skończyć z rządami talibów, którzy wspierali terrorystów z Al-Kaidy. Polska oprócz pomocy wojskowej współpracowała wówczas z USA w kwestiach wywiadowczych. W ramach tej współpracy Polacy zgodzili się na lądowania samolotów CIA na lotnisku w Szymanach i przetrzymywanie więźniów podejrzewanych o terroryzm na terenie szkoły Agencji Wywiadu (AW) w Starych Kiejkutach.

 

W sprawie "polskiego więzienia CIA" toczy się ściśle tajne śledztwo. Od 2008 r. prowadziła je Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, w styczniu decyzją prokuratora generalnego postępowanie przeniesiono do Krakowa. Powód - według rzecznika Prokuratury Generalnej - to dobro śledztwa. Reszta to tajemnica.

 

Śledztwo przeniesiono krótko po postawieniu zarzutów Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, politykowi SLD, w latach 2001-2004 szefowi AW. Miał on dopuścić się "przekroczenia uprawnień", współorganizując w Starych Kiejkutach eksterytorialny ośrodek, w którym CIA przetrzymywała swoich jeńców.

 

Gdy po raz pierwszy - w 2006 r. - w amerykańskiej prasie pojawiły się informacje o "więzieniach CIA" na terenie Europy, w tym w Polsce, władze naszego kraju zaprzeczały. Śledztwo wszczęto dopiero po dwóch latach. Długo stało w miejscu. W kwietniu tego roku "Gazeta" i "Panorama" TVP 2 informowały, że przełom nastąpił, gdy polski wywiad przekazał prokuraturze materiały o współpracy z CIA. Wśród nich jest właśnie umowa pomiędzy służbami Polski i USA.

 

Co o niej wiemy? Według źródeł w prokuraturze reguluje ona szczegóły działania ośrodka w Kiejkutach. - Jest tam nawet zapis o tym, co zrobić, jeśliby któraś z przetrzymywanych tam osób zmarła - twierdzi nasz informator.

 

Umowę w dwóch językach sporządziła strona polska. Jest na niej podpis Zbigniewa Siemiątkowskiego i adnotacja "do wiadomości Prezesa Rady Ministrów" (był nim wówczas Leszek Miller). Jest też miejsce na podpis szefa CIA. Puste.

 

- Teraz to problem, bo z jednej strony umowa stanowi mocny dowód, z drugiej niepodpisana przez drugą stronę nie ma mocy prawnej - tłumaczy nasz rozmówca. A były oficer AW dodaje: - Idiotyczne było, że w tej sytuacji ten dokument przekazano do archiwum. Można było go spokojnie wrzucić do niszczarki.

 

Zdaniem Adama Bodnara z Fundacji Helsińskiej, która monitoruje sprawę więźniów CIA w Polsce, brak podpisu na umowie nie przekreśla jej wartości dowodowej. - Sam fakt przygotowania takiego dokumentu świadczy o tym, że była taka wola i że osoby, które się z nim zapoznały, wiedziały o jego treści. To, że potem prawdopodobnie wszystko przeprowadzono nieformalnie, nie ma znaczenia - mówi Bodnar.

 

Zbigniew Siemiątkowski nie chce w ogóle komentować sprawy. - Wszystko, co dotyczy pracy wywiadu, jest objęte tajemnicą państwową. Ja będę ostatnim, który złamie - mówi "Gazecie".

 

"Gazeta": - Czy umowa z pańskim podpisem, ale niepodpisana przez Amerykanów, ma wartość prawną?

 

Siemiątkowski: - Jeśli jest tam mój podpis, to znaczy, że dokument jest tajny, więc nie mogę o nim mówić. Ale żeby było jasne, ja nie potwierdzam, że taka umowa istnieje.

 

Józef Pinior, były europoseł, dziś senator PO, który jest zwolennikiem wyjaśnienia do końca sprawy więzień na terenie Polski, od dawna zapewnia, że z bardzo wiarygodnego źródła wie o dokumencie potwierdzającym istnienie u nas tajnej bazy CIA. - To była bardzo szczegółowa regulacja funkcjonowania takiego ośrodka z punktu widzenia polskich instytucji państwowych. Zgodnie z nią, mimo że był to ośrodek prowadzony przez CIA, koordynacją jego działań z ramienia państwa polskiego miał się zajmować wywiad cywilny podległy bezpośrednio premierowi. Ta sprawa działa się poza wojskiem. Do dziś nie mam wyrobionej opinii, czy polskie władze wiedziały, co Amerykanie robią w tym ośrodku, czy też bezmyślnie zgodziły się na jego eksterytorialność, dając im wolną rękę.

 

Jak pisaliśmy w maju, oficerowie polskiego wywiadu, którzy zajmowali się tajną bazą CIA na terenie szkoły wywiadu w Starych Kiejkutach, po każdym ustnym meldunku składanym ówczesnemu prezydentowi lub premierowi pisali notatki. Ten materiał również ma dziś polska prokuratura prowadząca śledztwo.

 

Według szacunków Fundacji Helsińskiej w Starych Kiejkutach przetrzymywano od 8 do 11 więźniów. Dwóch z nich - Saudyjczycy Abd al-Rahim Hussein Muhammed Abdu al-Nashiri i Zayna al-Abidin Muhammad Husayn - ma status pokrzywdzonych w polskim śledztwie w sprawie więzienia CIA.

 

Obaj siedzą w amerykańskiej bazie Guantįnamo. Twierdzą, że byli więzieni i torturowani w Polsce.